Film piękny wizualnie, muzyka bardzo dobra, fabuła wciąga, ale drażni mnie Netflixowa poprawność polityczna. Akcja filmu odbywa się w latach 40/50, ale to nie problem dla Netflixa by afroamerykanie byli w Ratched pacjentami ekskluzywnego szpitala dla obłąkanych czy żyli w bogactwie ze swoją białą żoną (!). Przypomnę, że w tamtych czasach w USA czarni byli dyskryminowani i traktowani jak obywatele drugiej kategorii, ale przecież w imię poprawności politycznej można zakłamywać historię no nie?
szczególnie te mieszane małżeństwa mnie śmieszą. Niedawno czytałem biografię Bruce Lee który ożenił się z białą Amerykanką w 1964 roku w północnej Kaliforni czyli prawie 20 lat później w tych samych okolicach geograficznych co akcja serialu i rodzina jego żony nie mogła przeboleć ze dziewczyna (która nota bene zaszła w ciążę) wychodzi za Azjatę. Wmawiali jej ze mieszane rasowo małżeństwa są grzechem i są sprzeczne z Biblią. Namawiali ją zeby samotnie wychowywała dziecko az w końcu większość z nich w ogóle nie pojawiła się na ślubie
Takie zakłamywanie jest bardzo szkodliwe i zaprzepaszcza misję takich filmów jak choćby służące, bo ludzie będą myśleć, że tak było wtedy naprawdę
Doklandie! Czarny pacjent ekskluzywnego szpitala, który traktowany jest przez innych pacjentów i personel na równi z białymi jest jeszcze gorszy niż np. czarny Jezus. To zakłamywanie i tworzenie historii na nowo!
Ale zaraz zaraz, czy to jest serial historyczny? A jeśli nie, to w czym jest problem? Tu nie chodzi o zakłamywanie historii, tylko o złamanie błędnego koła które ciągle i ciągle szufladkuje ludzi. Po to są lekcje historii, żeby wiedzieć jak było, a fikcja niech sobie będzie opowiadana jak chce. Kompletnie nie rozumiem tych debat na temat koloru skóry aktorów. Czy podkreślanie kto jak wygląda pomoże w walce z rasizmem czy może jeszcze wzmocni różnice? Czy nie mogłaby istnieć alternatywna rzeczywistość filmowa gdzie wszyscy mają te same prawa? Byłoby fajnie